piątek, 29 czerwca 2018

Projekt denko - maj i czerwiec


29/06/2018


Za chwilę koniec miesiąca, więc tradycyjnie, przyszedł czas na kolejną odsłonę projektu denko. Tym razem zaprezentuję produkty, które wykończyłam w maju i czerwcu. Staram się na bieżąco używać kosmetyki, które mam już otwarte, dzięki temu w każdym miesiącu udaje mi się zebrać troszkę pustych opakowań. Zapraszam do zapoznania się z krótkimi recenzjami zużytych przeze mnie produktów.



Vianek - nawilżający żel do higieny intymnej z ekstraktem z liści mniszka. Bardzo dobry, miał świetny skład, nie podrażniał, spełniał swoje zadania bez zarzutu, przyjemnie pachniał, był niezwykle wydajny i wygodny w użyciu, dzięki obecności pompki. Z pewnością kupię go ponownie.

Tołpa - nawilżający krem matujący. Kiedyś zużyłam dwa opakowania, w tej chwili jest on już nie do kupienia, ponieważ został wycofany. Matował, a jednocześnie nawilżał. Lubiłam go, jednak kiedyś lepiej się u mnie sprawdzał - teraz stawiam na większe nawilżenie. Ponadto miałam wrażenie, że lekko moją skórę zapychał, ale nie jestem tego pewna. Stosowałam go na dzień i na noc, zamiennie z innymi kremami.

Uriage - miniatura żelu do mycia twarzy. Bardzo dobry, mam aktualnie w użyciu jego większą wersję. 


Yope - zimowe mydło w płynie. Było bardzo wydajne, nie przesuszało dłoni. Miało bardzo dobry skład. Nie pieniło się zbyt dobrze, ale mnie to nie przeszkadzało. Pachniało ładnie, choć dość delikatnie. O dziwo ten świąteczny zapach migdałów, kokosa, cynamonu i pomarańczy nie przeszkadzał mi podczas upalnych dni.

Organique - miniatura odmładzającego kremu na dzień. Ogromne zaskoczenie, ponieważ ostatnio za jaki produkt tej marki się nie wezmę, to się nie sprawdza. Tutaj przeciwnie - świetnie sprawdzał się na dzień pod krem BB Misshy. Solo nie pozostawiał tłustej warstwy, naprawdę fajny.

Cosnature - maseczka odżywcza do twarzy z rokitnikiem. Myślę, że sprawdzi się u osób, które potrzebują bardzo odżywczych i nawilżających produktów. Dla mnie była aż za bardzo "bogata", ale osoby z cerą suchą byłyby zadowolone. Dwie saszetki wystarczyły na cztery użycia.



Yves Rocher - energizujący żel pod prysznic malina i mięta pieprzowa. Bardzo fajny żel o rzadkiej, ale dobrze się pieniącej konsystencji. Zapach świeży, w sam raz na lato.

Neobio - pasta do zębów. Przyjemna pasta bez fluoru, z ksylitolem i wyciągiem z oczaru wirginijskiego i rozmarynu.

Bielenda - próbki mleczka do ciała z ostropestem i szałwią lekarską. Miało ładny, świeży zapach. Zrobiło na mnie dobre wrażenie.



Yves Rocher - szampon przywracający blask. To miniaturka, ale zużyłam już wcześniej dwa opakowania tego produktu. Dobrze mył, włosy po jego użyciu ładnie wyglądały. Godny polecenia.

Marion - oczyszczający plaster na nos. Tani, ale nic nie warty. Nie zadziałał, nie oczyścił skóry na nosie wcale.

Yves Rocher - balsam pod prysznic. Miał konsystencję balsamu/kremu. Nie lubię tego typu produktów, choć ten nie był zły.



Avon - płyn do kąpieli o zapachu róży. Świetny. Super się pienił, a piana nie znikała, tylko utrzymywała się w wannie do końca kąpieli. Piękny różany zapach roznosił się po całej łazience.

KTC - woda różana. Wielofunkcyjny produkt, którego używałam zamiast toniku lub do zmywania maseczek. Moja skóra bardzo się z nią polubiła.

Eveline - lakier do paznokci nr 914. Miał ładny, elegancki, bardzo jasny odcień rozbielonego różu. Żeby wyglądał ładnie trzeba było nałożyć dwie warstwy. Był trwały i miał wygodną szczoteczkę.


Avon - żel pod prysznic jaśmin i zielona herbata. To mój pierwszy zużyty żel tej marki i jestem zaskoczona, ponieważ bałam się, że może przesuszać. Na szczęście nic takiego się nie stało, sprawdzał się świetnie. Miał dość wodnistą konsystencję, ale pienił się bardzo dobrze. Połączenie zapachów również na przypadło mi do gustu.

Papoutsanis - mydło greckie oliwkowe. Naturalne, o niezbyt przyjemnym zapachu, ale spełniło swoje zadanie. Używałam do mycia rąk i pędzli. 

Yves Rocher - żel pod prysznic migdał i kwiat pomarańczy. Bardzo fajny żel, miał rzadką konsystencję, ale bardzo dobrze się pienił. Ta wersja zapachowa nie jest moją ulubioną, ale nie jest też zła.  



Nivea - olejek w balsamie. Bardzo miło mnie zaskoczył. Pachniał pięknie, ładnie nawilżał, miał konsystencję mleczka do ciała. O dziwo, nie ma w składzie parafiny.

Cien - chusteczki nawilżane. Mój niezbędnik do torebki. Sprawdzają się do odświeżenia dłoni poza domem, ale też do przetarcia butów. Obie wersje były w porządku, a do tego kosztują mniej niż 1 zł. 

Aquafresh - pasta do zębów. Bardzo dobra pasta.



Sylveco - nawilżający balsam na rozstępy. Stosowałam go do pielęgnacji ciążowego brzuszka i biustu. Rozstępy są zwykle kwestią genów i nie za bardzo mamy wpływ na ich powstanie, ale używam tego typu produktów, by ewentualnie im zapobiec. Ten sprawdził się świetnie.

Biolaven - przeciwzmarszczkowe serum do twarzy z olejem z pestek winogron i olejkiem lawendowym. Jak to u mnie zwykle bywa, nie jestem w stanie zużyć olejków do twarzy w całości. Jedyny, który mi się udało, to rozświetlający marki Iossi. Mimo, że tego stosowałam dość regularnie wieczorami, jego termin ważności już minął. Produkt był przyjemny w użyciu, ale raczej nie wrócę.

Rimmel - żel do brwi Brow This Way w odcieniu 004 clear. Ogromny bubel. Może i utrwalał brwi, ale po zaschnięciu tworzył na nich widoczny, biały osad. Wyrzucam, bo po prostu nie da się go używać. 


Pilomax - odżywka do włosów zniszczonych normalnych i grubych, jednominutowa. Nie lubiłam tej odżywki, miała dawać wygładzenie i połysk, a mam wrażenie, że działała wręcz odwrotnie. Plątała i obciążała włosy.

Vianek - płyn micelarny rewitalizujący dla cery dojrzałej. Był w porządku, jednak zapach miał zbyt intensywny. Mam jeszcze jeden w zapasie.

Schwarzkopf - olejek do włosów. Stosowałam go na końcówki. Pięknie pachniał i ładnie wygładzał włosy.


Tołpa - orzeźwiający żel peelingujący do mycia twarzy. Bardzo przypadł mi ten żel do gustu. Stosowałam go podczas wieczornego oczyszczania twarzy, po oleju do demakijażu, w dni kiedy miałam na twarzy makijaż. Po jego użyciu miałam pewność, że skóra jest porządnie oczyszczona.

Pantene - magiczna ampułka do włosów. Świetny produkt, po jej użyciu było widać wyraźną różnicę w wyglądzie włosów, oczywiście na plus. Polecam.

Estee Lauder - próbka podkładu w odcieniu 1w2 sand. To moje pierwsze spotkanie z tym kultowym produktem i muszę potwierdzić pochwały na jego temat. Wygląda bardzo ładnie, dobrze kryje i jest długotrwały, jednak nie jest mi potrzebny tak mocny podkład.

My Secret - cień do powiek nr 505. Mój ulubiony cień, który nakładam jako pierwszy na całą powiekę i pod łuk brwiowy. Ma idealny, bazowy odcień i jest bardzo dobrze napigmentowany. Można go kupić jako pojedynczy cień, mój "rozbroiłam" i miałam go w palecie magnetycznej. Wypróbujcie koniecznie, bo to najlepszy bazowy cień, z jakim miałam do czynienia.



Inglot - puder matujący. Świetny puder, który faktycznie utrzymywał mat na skórze przez wiele godzin. Ponadto sprawiał, że skóra była jakby "jedwabista" w dotyku. Niestety był dość niewydajny. Mimo to jest godny uwagi.

Marion - bibułki matujące. Bardzo przydatny gadżet do zebrania nadmiaru sebum w ciągu dnia. Te akurat są bardzo ekonomiczne, ponieważ kosztują mało, a jest ich w opakowaniu aż sto sztuk. 

Deborah - tusz do rzęs Lash Creator volume& care. Bardzo dobry i bardzo wydajny. Miał tradycyjną szczoteczkę. Bardzo pogrubiał rzęsy.

I to już wszystkie produkty, które zużyłam w ostatnim czasie... znacie coś?

7 komentarzy: