niedziela, 2 lipca 2017

Paletka magnetyczna Inglot - jakie cienie w niej umieściłam?

2/07/2017


Jakiś czas temu kupiłam w Inglocie paletę magnetyczną Freedom System Flexi Palette. Wybór paletek tego typu na rynku kosmetycznym jest aktualnie dość spory. Wybrałam tą, ponieważ wizualnie bardzo mi się podobała (lubię biel) oraz odpowiadała mi jej wielkość.

Moim zdaniem warto stworzyć swoją samodzielnie skomponowaną paletę z cieniami do powiek. Jest to nie tylko praktyczne, ale też mamy możliwość doboru odcieni do naszych indywidualnych potrzeb. Jest to też doskonały sposób na lepszą organizację naszych kosmetyków. 

Dzięki temu, że wszystkie pojedyncze cienie umieścimy w jednej większej palecie, zwiększa się nasza świadomość tego, co mamy, częściej sięgamy po różnorodne odcienie, a ponadto zmniejszamy nasz bałagan - już nie mamy w szufladzie kilku czy kilkunastu małych pakowań z cieniami, tylko jedno. Oczywiście są osoby, które posiadają pokaźną kolekcję pojedynczych cieni. Ja posiłkuję się głównie cieniami umieszczonymi w gotowych paletach: np. Make Up Revolution, The Balm czy Urban Decay. Staram się, ich zbytnio nie gromadzić, ponieważ jak wiadomo, i tak większości cieni nie dam rady zużyć. 


Mój zbiór cieni, które umieściłam w palecie magnetycznej liczy dziesięć sztuk. Dla mnie ta ilość jest w sam raz. Tym bardziej, że tą paletę traktuję jako uzupełnienie innych - są w niej kolory, których nie mam w gotowych paletkach: odcienie bardziej szalone - po które sięgam nieczęsto, ale i takie, które zużyję najszybciej - czyli bazowe nudziaki. 

Cztery z nich docelowo były przeznaczone do umieszczenia w palecie magnetycznej (te z Inglota i Kobo). Resztę wyjęłam z ich pierwotnych opakowań. W jaki sposób wyjąć wkłady z cieniami, aby ich nie uszkodzić? Na nagrzaną prostownicę położyłam rozłożoną chusteczkę higieniczną, a na nią otwarte opakowanie z danym cieniem. Po chwili delikatnie sprawdzałam igłą czy klej się rozgrzał i czy wkład z cieniem można już wyjąć. Pozostało tylko podważyć, wyjąć i gotowe. Nie wiem czy ze wszystkimi cieniami dostępnymi na rynku można tak postąpić, ja tą "operację" wykonałam na cieniach My Secret, Pierre Renee i Miyo - wszystkie idealnie trzymają się palety.


Jeśli któryś z powyższych cieni Was zainteresował, niżej przedstawiam spis zawartości mojej palety:

1. Inglot nr 56 - oliwkowy z brokatowymi drobinkami
2. Kobo nr 145 sandy beach - matowy, cielisty
3. My Secret nr 517 - matowy ciemnozielony
4. Kobo nr 221 state blue - satynowy niebieski
5. Pierre Renee nr 37 true beige - cielisty z drobinkami
6. Inglot nr - matowy ciemny brudny róż z kolekcji What a spice
7. Miyo - biały satynowy
8. Pierre Rene nr 99 reality, fiolet satynowy 
9. My Secret nr 505 - matowy cielisty, świetnie napigmentowany cień bazowy. Uwielbiam, co widać po zużyciu
10. My Secret nr 520, matowy zgaszony cyjan

Co sądzicie o takich rozwiązaniach? 

5 komentarzy:

  1. Właśnie przymierzam sie do zakupu takiej palety, bo mam parę fajnych pojedynczych cieni, które obecnie się poniewierają. A sposób z wyciąganiem cieni z opakowań na pewno wypróbuję:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne kolory, tylko oliwka i zieleń jakoś nigdy mnie nie przyciągają 😜

    OdpowiedzUsuń
  3. Inspirujący blog oraz fajne pomysły :)

    OdpowiedzUsuń