niedziela, 12 lutego 2017

Styczniowy projekt denko, czyli oczyszczanie kosmetyczki


Dziś kolejna porcja moich kosmetycznych zużyć. Stopniowo pozbywam się produktów, które mam na wykończeniu. Miło, gdy na półce z kosmetykami robi się trochę wolnego miejsca. Powoli, powoli..


Vianek - dwie próbki nawilżającego kremu pod oczy z ekstraktem z lnu. Pozytywnie mnie zaskoczył, a spodziewałam się kremu podobnego do tego z Sylveco. Okazało się, że był nieco inny - ciut gęstszy (choć nadal lekki), ale nadal raczej na dzień, niż na noc. Próbki wystarczyły mi na ponad tydzień stosowania dwa razy dziennie.

Garnier - płyn micelarny. Stały bywalec moich projektów denko. Ulubiony: dobrze zmywa makijaż, nie podrażnia. Polecam.

Tołpa - próbka żelu micelarnego do mycia twarzy z serii rosacal dla cery wrażliwej i naczynkowej. Konsystencja mi odpowiadała, zapach również, oczyszczał bardzo dobrze. Myślę, że w przyszłości skuszę się na pełną wersję.

Ecolab - tonik nawilżający do skóry suchej i wrażliwej. Bardzo średni. Nie nawilżał, a wręcz przeciwnie: po jego użyciu moja skóra była ściągnięta i wysuszona. Przeszkadzało mi w nim też to, że nie można nim przemywać okolic oczu. Plus za dobry skład, jednak więcej po niego nie sięgnę.

Sephora - maska oczyszczająco-matująca. Ten produkt całkowicie skradł moje serce. Jest to maska błotna o bardzo gęstej konsystencji, którą mimo to łatwo się rozprowadza. Po nadłożeniu dość szybko zasychała, dlatego w trakcie "zabiegu" spryskiwałam twarz wodą termalną. Zapach miała ziemisty, błotny, ale mnie to nie przeszkadzało. Maseczkę trzymałam 15 minut. Zmywało się ją dość ciężko, ale dla efektu jaki dawała, warto było poświęcić minutę więcej. Jej działanie było widoczne od razu po zmyciu. Pory były zwężone, ewentualnych zaskórników mniej, a skóra o wiele gładsza. Mam dość wrażliwą skórę i bałam się, że produkt spowoduje zaczerwienienie czy pieczenie, ale nic takiego się nie działo. Koniecznie sprawię sobie kolejny słoiczek.

Elmex - bardzo delikatna pasta, którą na pewno kupię ponownie.

Blend-a-med - miniaturka pasty. Dawno nie używałam past z drobinami ścierającymi. Raczej wolę delikatniejsze, więc tej nie kupię.


Dove - odżywka bez spłukiwania do włosów farbowanych. Nie farbuję włosów, jednak bardzo lubiłam ten produkt. Spryskiwałam nim po myciu prawie suche włosy i w tej formie służył mi świetnie. Włosy lepiej się układały i wydawało mi się, że są bardziej nawilżone. Ogromny plus za przepiękny zapach. Sięgnę po nią ponownie.

Biosilk - serum do włosów z jedwabiem. Zużywanie tego typu produktów idzie mi bardzo powoli, ale w końcu się udało. Wcierałam go omijając nasadę, ze szczególnym uwzględnieniem końcówek włosów. Nie stosowałam go codziennie, a jedynie około pół godziny przez rozpoczęciem prostowania włosów. Moje włosy są cienkie, lecz gęste i wysokoporowate. Sprawdził się na nich bardzo dobrze.

Klorane - balsam do włosów z wyciągiem z mango do włosów suchych. Produkt był dobry, dobrze nawilżał i odżywiał włosy, jednak był bardzo niewydajny. Konsystencja była gęsta, bogata. Moje włosy po jej używaniu zdecydowanie się poprawiły. Być może kupię ponownie.



Crabtree&Evelyn - krem do rąk o zapachu miodu i brzoskwinii. Bardzo dobry, pomimo gęstej konsystencji, szybko się wchłaniał, co jest dla mnie bardzo ważne. Zapach nie do końca mi odpowiadał, ale gotowa jestem mu to wybaczyć, ponieważ nadrabia działaniem. Rozmiar idealny do torebki.
Resibo - próbka odżywczego balsamu do ciała. Treściwy, ładnie pachnący balsam o dobrym składzie, który ładnie nawilżył skórę. Tyle mogę powiedzieć po jednym użyciu próbka, która wystarczyła na całe ciało.

Garnier - antyperspirant w sprayu - wróciłam do niego po jakimś czasie. Dobry, ale mimo wszystko wolę te z Dove. Dobrze chronił, miał nienachalny zapach i nie zostawiał białych śladów. Godny wypróbowania.


Sephora - tusz do rzęs Outrageous Volume. Spodziewałam się dobrego tuszu, ale niestety... był gorszy od większości o wiele tańszych, których używałam. Największy minus daję mu za opakowanie. Nie jest zwykle odkręcany, tylko trzeba mocno pociągnąć, przez co dużo produktu się marnuje, tusz zasycha. Przez to nie był wydajny. Nie osypywał się, jednak dość długo zasychał na rzęsach przez co zdarzyło mi się mieć lekką "pandę". Ten tusz nie zrobi nam efektu sztucznych rzęs, a jedynie dobrze je podkreśli. Plus za małą, zgrabną szczoteczkę.

Pierre Rene - lakier malinowy nr 505. Ładny, uniwersalny odcień, trwałość dość dobra. Ogólnie mogę polecić.

Wibo - Deluxe Brightener- korektor rozświetlający pod oczy. Nie lubiłam go, miał bardzo małe krycie - nie zakrywał cieni.

Virtual - lakier do paznokci nr 159 I love blue jeans. Był u mnie długo, spokojnie kilka lat i zużyłam go do końca, nic się z nim złego nie działo. Jedna warstwa całkowicie pokrywała płytkę paznokcia, bez prześwitów. Z top coatem utrzymywał się około czterech dni. Producentem tego lakieru był/jest firma Joko.

Dior - próbka podkładu Forever, wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Był trwały, ładnie wyglądał. Polecam, jednak podkładów używam od święta, więc nie kupię.

I to już wszystkie produkty, które zużyłam w styczniu. Znacie coś? Lubicie?


4 komentarze: