piątek, 2 sierpnia 2019

Projekt denko - czerwiec i lipiec

2/08/2019


Dziś przychodzę z prezentacją moich śmieci. Tym razem będą to krótkie recenzje produktów, które udało mi się wykończyć w czerwcu i lipcu. Jestem zadowolona, że jest tego dość dużo oraz że mało wśród nich produktów słabych. Zapraszam do zapoznania się... 


Isana - żel pod prysznic o zapachu waniliowym. Właściwości myjące miał ok, ale jego zapach był dla mnie nie do zniesienia. Był okropnie mdły i sztuczny. Jakoś się z nim przemęczyłam, bo nie lubię wyrzucać niezużytych produktów, ale niesmak pozostał.

Be Beauty - chusteczki odświeżające. Świetne na co dzień do torebki. Przydawały się do różnych celów np. przetarcia butów.

Perfecta - booster. Skuszona pozytywnymi opiniami w sieci kupiłam ten produkt, choć nie wierzyłam, że kosmetyk z niezbyt dobrym składem u mnie się sprawdzi. A tu niespodzianka. Używałam z przyjemnością rano pod makijaż, który pięknie wyglądał aż do wieczora. A do tego rozświetlenie cery i piękny zapach pomarańczy... super.

Yankee Candle - wosk summer scoop. Zapach miał ładny, choć bardzo słodki i w nadmiarze mogący przytłoczyć. Ja jestem z grupy miłośników zapachów bardziej kwiatowych niż jedzeniowych.


Sense of Nature - próbka szamponu. Był ok.

Too Faced - baza pod cienie. To już moje drugie zużyte opakowanie. Baza była świetna i bardzo wydajna. Wszystkie cienie trzymały się na niej bez zarzutu, nie zbierały się w załamaniach i wyglądały dobrze przez cały dzień. Serdecznie polecam.

Tołpa - odnawiająca maska- peeling złuszczająca. Po jej użyciu zauważyłam, że skóra jest bardziej oczyszczona. Fajna maska.

Avon - woda toaletowa Perceive. To klasyk tej marki, który kojarzy chyba większość kobiet. Mnie się już znudził, choć jest ładny, kojarzy mi się z czystością. Wyrzucam połowę, bo mam go już długo i po aplikacji nie pachnie już tak jak wcześniej, chyba się zepsuł.


Bania Agafii - momentalna maska do włosów. Nie przypadła mi do gustu. Włosy po jej użyciu były lekko splątane i szorstkie. Niewarta uwagi.

Bania Agafii - regenerujący peeling do stóp, redukcja zgrubień i nagniotków. Był bardzo słaby i zbyt delikatny do peelingu stóp. Zużyłam, ale działania nie widziałam żadnego. 

Organic Shop - bananowy krem do ciała. Zużycie 450 ml opakowania było dla mnie nie lada wyczynem, ale się udało. Masło dobrze się rozprowadzało, nawilżało skórę, miało dobry skład i przyjemnie pachniało bananem. Mimo tych plusów raczej nie zdecydowałabym się ponownie na tak duże opakowanie, bo tego typu produkty szybko mi się nudzą. 


Be Beauty - chusteczka do higieny intymnej. Bardzo dobra. Fajnie, że pakowane są po jednej sztuce.

Vichy - próbka kremu. Miałam wrażenie, że lekko zapchał moją skórę. To już któraś z kolei próbka jakiegoś produktu tej marki i za każdym razem zachwytu nie ma.

Dermika - maseczka z zestawu na każdy dzień tygodnia. Ta była z białą i żółtą glinką i masłem shea. Była fajna, a skóra po jej użyciu była bardziej rozświetlona.

Missha - krem bb nr 21. Świetny. Utrzymuje się i wygląda na mojej skórze ładnie przez cały dzień. Jest lekki, więc na lato idealny, ma też wysoki spf. W użyciu mam kolejne opakowanie, lecz w ciemniejszym odcieniu.

Miya - esencja. Miała jeden z najpiękniejszych zapachów, jaki spotkałam w kosmetykach. Stosowałam ją zamiast toniku. Niestety jej działanie nie zachwyciło mnie, ponieważ go nie zauważyłam. Skóra po jej użyciu była lekko ściągnięta, a tego efektu nie lubię. 


Blend-a-med - dobra pasta do zębów.

Biochemia Urody - olejek myjący o zapachu zielonej  herbaty. Stosowałam go jako pierwszy etap demakijażu. Nalewałam odrobinę na zwilżone dłonie i masowałam skórę twarzy. Delikatnie zmywał makijaż. Ma w składzie emulgator, więc można było zmywać go tylko wodą, ale ja i tak zawsze po jego użyciu dla pewności używałam płynu micelarnego i żelu do mycia twarzy (i zawsze jeszcze na waciku znajdowały się resztki makijażu). Produkt sam w sobie świetny, w użyciu mam kolejny, tylko w innej wersji zapachowej.

Isana - żel pod prysznic z ekstraktem z plumerii. Świetny, a zapach boski. Idealny na lato, w 100% trafia w mój zapachowy gust.

Vianek - nawilżający żel do higieny intymnej z ekstraktem z liści mniszka. Dobry, nieagresywny, naturalny. Czego chcieć więcej?


Organic Shop - peeling do ciała. Bardzo dobry peeling cukrowy. Świetnie peelingował skórę, cukier nie rozpuszczał się od razu, nie miał w składzie parafiny, więc nie pozostawiał nieprzyjemnej tłustej warstwy.

Bielenda - żelowa maseczka normalizująco - matująca. Była ok, choć większego efektu po jej użyciu nie zauważyłam.

Vianek - odżywcza pomadka ochronna z olejem z pestek moreli. Przyjemna, naturalna pomadka, którą stosowałam przed snem. Ładnie pachniała i nawilżała usta. Niestety nie zdążyłam jej zużyć, gdyż bardzo szybko zjełczała.

Ziaja - tonik ogórkowy. Przeciętny. Ani dobry, ani zły. Fajny do przemycia twarzy, ale nic nie robił.

L'oreal - maseczka detoksykująco - rozświetlająca. Typowa maska glinkowa. Jakiegoś specjalnego działania nie zauważyłam, ale krzywdy też nie zrobiła. Bardzo trudno było ją zmyć.

Ecocera - puder ryżowy. Miałam kiedyś ten puder w formie sypkiej, ale ten prasowany sprawdzał mi się o wiele lepiej. Stosowałam go na strefę T, pod oczy był zbyt matujący. Trzeba aplikować go z umiarem, bo nałożony w nadmiarze może lekko bielić skórę. Ogólnie puder godny uwagi.

Biotherm - próbka kremu. Miał żelową konsystencję, szybko się wchłaniał, a jednocześnie nawilżenie było nadal wyczuwalne. Użyłam dwa razy na noc. Pachniał jakby pokrzywą, nie wiem... czymś zielonym, świeżym. Zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie.


Isana - kremowe mydło o zapachu róży. Dobre, nie przesuszało moich dłoni. Polecam, choć nie do końca tą wersję zapachową (bardzo słodka).

Make Me Bio - woda różana. Nie przypadła mi do gustu. Nie podobał mi się jej sztuczny zapach i fakt, że skóra po jej użyciu była za każdym razem ściągnięta. Niezbędne było użycie czegoś jeszcze.

Yves Rocher - próbka wody perfumowanej Oui a l'amour. Na początku zapach mi się nie spodobał, ale zostawiłam nasączoną chusteczkę w pokoju i przyjemny zapach był wyczuwalny przez dwa dni.  

Babydream - żel do kąpieli i szampon. Był delikatny i przyjemnie pachniał. Dodatkowy plus za pompkę. Świetnie sprawdził się u mojego Maluszka. W użyciu mamy już kolejne opakowanie.

Cosnature - krem do twarzy z solanką. Był dość tłusty i gęsty, przez co trudno się rozprowadzał i wolno wchłaniał. Był bardzo wydajny i ładnie pachniał. Dobry krem nawilżający, który sprawdzał się zarówno na dzień pod cięższy podkład, jak i na noc. Fajny, ale nie kupię ponownie.

La Roche-Posay - żele do mycia twarzy. Były dość mocne, więc nie można było z nimi przesadzać. Stosowane codziennie mogłyby wysuszyć skórę. 


Bourjois - róż do policzków w odcieniu 03 brun cuivre. To moje drugie opakowanie tego produktu. Kupiłam ponownie ze względu na ładny odcień, ale niestety znów działo się z nim to samo. Róż jakby "zasychał", robiła się na nim jakby warstwa, przez co aplikacja była prawie niemożliwa. Wyrzucam, bo nie chce mi się z nim dalej męczyć.

Estee Lauder - serum. Stosowałam je solo na noc i moja skóra rano wyglądała naprawdę ładnie. Mimo to myślę, że taki efekt można uzyskać za niższą cenę. Tą miniaturkę można dostać w Douglasie w zestawie z kremem z tej samej serii za 50 zł, więc warto wypróbować.

Nuxe - suchy olejek. Stosowałam do twarzy, włosów i ciała. Nie przepadam za olejami, ale ten był ok. Największy plus za obłędny zapach. Chyba kiedyś sprawię sobie perfumy o tym zapachu, bo marka ma takowe w swojej ofercie.

Yankee Candle - wosk flowers in the sun. Wosk pięknie pachniał latem, łąką, kwiatami. Zapach nie przytłaczał.

I to już wszystkie zdenkowane przeze mnie w ostatnim czasie produkty. Wg Was to dużo? Mało? Znacie coś?


7 komentarzy: