czwartek, 27 października 2016

Projekt denko - wrzesień i październik

27/10/2016



Przyszedł czas na prezentację moich kosmetycznych zużyć. Tym razem podsumowanie będzie obejmowało produkty, które opuściły moją kosmetyczkę we wrześniu i w październiku. W większości są to kosmetyki godne polecenia, choć niestety znalazły się wśród nich wyjątki. Jeśli jesteście ciekawe, które produkty się u mnie sprawdziły, a które radzę omijać szerokim łukiem - zapraszam do lektury.



Pharmaceris - krem z 5% kwasem migdałowym na noc I stopień złuszczania. Krem do twarzy z serii T. Krem stosowałam tylko na noc. Błyskawicznie się wchłaniał i rzeczywiście widocznie złuszczał martwy naskórek. Odchodzące niewielkie płaty skóry były widoczne już po kilku dniach regularnego stosowania. Szczególnie efekt był zauważalny na policzkach, dlatego jeśli jeszcze kiedyś do niego wrócę, to będę go stosować jedynie na strefę T. Oczywiście należy pamiętać, by nie stosować kremów z kwasami na dzień, ani w letnich miesiącach. 

Evree - Magic Rose krem upiększający. Stosowałam go na noc i na dzień - o dwóch porach sprawdzał się bardzo dobrze. Konsystencję miał dość gęstą, jednak szybko się wchłaniał. Skóra była nawilżona, ale nie było wyczuwalnej tłustej warstwy. Zapach również mi odpowiadał - był przyjemny, delikatnie różany. Krem docelowo przeznaczony jest dla osób 30 +, jednak nie kieruję się cyferkami, a patrzę na skład, który w tym przypadku mi odpowiadał. Moja skóra ma skłonność do zapychania, jednak ten krem nie zadziałał na nią komedogennie.

Corine De Femme - mleczko do demakijażu oczu dla skóry suchej i wrażliwej. Znalazłam je kiedyś w pudełku beGlossy. Gorszego produktu do usuwania makijażu nie miałam. Docelowo jest on przeznaczony do demakijażu oczu i ma usuwać nawet wodoodporny makijaż, jednak nie radził sobie z tuszem i cieniami, a ponadto potwornie szczypał i podrażniał oczy. Muszę zaznaczyć, że moje oczy nie są zbytnio wrażliwe. Zużyłam go, bo nie lubię marnować kosmetyków, ale jedynie do demakijażu twarzy i z tym również było bardzo ciężko. Nikomu nie polecam tego produktu.

Yves Rocher - krem pod oczy Anti-Age Global. Konsystencję miał gęstą, ale wchłaniał się błyskawicznie, przez co sprawdzał się pod makijażem. Ciężko jest mi ocenić jego działanie przeciwzmarszczkowe, ale jedno wiem na pewno - nawilżał delikatną skórę wokół oczu. Krem zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, a trafił do mnie przez przypadek jako gratis do zakupów.

Organique - próbka peelingu enzymatycznego. Saszetka wystarczyła na jedno użycie. Trudno jest mi określić, czy coś zdziałał. Jakiś szczególnych efektów nie zauważyłam.



Beauty Farm - balsam do włosów na kozim mleku. Wg producenta jego zadaniami było wzmocnienie i przyspieszenie wzrostu. Jego konsystencja była dość lejąca. Ogólnie odżywka była bardzo średnia, nie zauważyłam żeby w jakiś sposób oddziaływała na moje włosy. Ani na plus, ani na minus. Właściwościami przypomina maski z Kallosa.

The Body Shop - balsam do ciała o przepięknym, borówkowym zapachu. Bardzo lubiłam ten produkt. Dobrze i trwale nawilżał przy jednoczesnym szybkim wchłanianiu. Konsystencja była dość lekka. Ogromny plus za obecność pompki. Myślę, że wypróbuję również inne wersje zapachowe.

The Body Shop - żel pod prysznic o zapachu migdałów. Lubię żele tej marki. Pomimo niewielkiej pojemności i dość wysokiej ceny są bardzo wydajne. Dobrze się pienią. Nie mają naturalnego składu, ale mnie nie szkodzą. Zapach był dość naturalny i przyjemny. Polecam szczególnie na jesienno - zimowy czas.



Bell - pomadka anti age & shine 030 - pomadka w kolorze ładnego różu o ładnym, delikatnym satynowym wykończeniu z drobnymi mieniącymi się drobinkami . Nie była bardzo trwała, ale i tak bardzo ją lubiłam.

Eveline - serum do rzęs 3 w 1 Advance Volumiere. Świetna. Idealnie sprawdzała się jako baza pod tusz, ponieważ dzięki niej rzęsy wydawały się być dłuższe i bardziej pogrubione. Czy spowodowała wzrost rzęs? Tego nie wiem, choć ostatnio moje rzęsy są o wiele dłuższe - pewnie to z racji tego, że używam typowej odżywki do rzęs.

Be Beauty - zmywacz do paznokci w chusteczce. Bardzo przyjemna i wygodna forma usuwania lakieru z paznokci. Rzeczywiście działa, jedna chusteczka bez problemu wystarczyła na paznokcie u rąk i nóg. Ogromny plus należy się za zapach - ładny porzeczkowy.

Golden Rose - szmaragdowy lakier do paznokci nr 230. Kolor bardzo przyciągał uwagę. Kilka osób pochwaliło wygląd moich paznokci, gdy ten lakier na nich gościł. By pokryć płytkę konieczne było nałożenie dwóch warstw. Bez utwardzacza nie utrzymywał się długo - już po jednym dniu robiły się odpryski. Z lakierem nawierzchniowym utrzymywał się kilka dni bez odprysków.

Sephora - podkład Teint Infusion w odcieniu soft beige. Była to próbka podkładu w formie musu. Pierwszy raz miałam z takim do czynienia i jestem pozytywnie zaskoczona: jego lekkością, trwałością. Myślę, że kiedyś wypróbuję produkt pełnowymiarowy.

I to już wszystkie kosmetyki, które zużyłam w ostatnim czasie. Znacie któreś z nich? Ciekawa jestem czy Wasze opinie o nich są podobne?




2 komentarze:

  1. Zaciekawił mnie balsam Beauty Farm, ale z drugiej strony nie lubię masek Kallosa.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie te lakiery zazolcaly płytkę chyba ze 3 miałam i każdy to zrobił - nigdy wiecej :)

    OdpowiedzUsuń